2014-09-08

Lato to upalne dni, zimne napoje, komary i ...






… bardzo dużo różnych ciekawych historii. O tegoletnich :) upałach nie będę pisał. Przyjemnego ciepła było pod dostatkiem. Tak się złożyło, że mogłem korzystać z uroków lata przez wiele dni. Mam na myśli możliwość przebywania na wsi. Barakowóz bardzo się zmienił (nie sam :) ) – ja mu w tym pomogłem. Oplatają go pnącza – powstała zielona jaskinia.





Pod pokładami zieleni upał znosi się bardzo dobrze. Zielony busz – przyjemnie ale ile można tam siedzieć.
„Kretowisko Sroki” jest takim miejscem, gdzie każdy dzień niezależnie od pory roku i pogody może przynieść wiele przyjemnych doznań. Daleko temu miejscu do tak zwanego raju ale ja czuję się tam wyśmienicie.
W tym miejscu pozwolę sobie zacytować słowa Jan Gwalberta Pawlikowskiego – polskiego ekonomisty, publicysty i polityka, historyka literatury, taternika, jednego z pionierów ochrony przyrody:



"Natura jest tą kąpielą ożywczą, która przywraca siły wyczerpane w świecie ludzkim,
- jest zaciszną świątynią, w której dusza z dala od zgiełku codziennych zabiegów staje oko w oko przed sobą sama i przychodzi nad sobą do refleksji,
- jest miejscem oczyszczenia z tego wszystkiego, co przylgnęło do nas, jako obce i narzucone,
- jest miejscem miary i wagi,
miejscem bezinteresownego sądu,
miejscem spojrzenia z oddali pod kątem widzenia wieczności,
- jest ona wreszcie miejscem wzlotu myśli wolnej, własnej, wypoczętej, nie skalanej i skurczonej przez względy i okoliczności".
(Kultura a natura)


Wracając do tych upałów – rzeka Krzna to kolejne miejsce po zielonym buszu i cieniu czereśni gdzie można było „podładować swoje akumulatory” letnią energią. Bardzo przyjemnie było wejść do chłodnej wody i pływać poddając się unoszeniu spokojnym nurtem.
Tego lata poznałem koryto Krzny  na odcinku około 20 km w górę od jej ujścia. Jest moim marzeniem od bardzo dawna przepłynąć kajakiem całą długość tej rzeki. W tym roku udało się pokonać fragment tej trasy. Tu jest miejsce na ciekawostkę: szlak wodny Krzną istniał już w 1932 roku.
Dzięki uprzejmości właściciela gospodarstwa agroturystycznego „Kraciówka” dotarliśmy do łagodnego zejścia do wody. Krótkie przygotowanie i nasz „dmuchaniec” był gotowy do rejsu :).



Płynęliśmy kilka godzin. Rzeka dzika. Brzegi zarośnięte trzciną, trawami i innym zielonym szaleństwem. Powolny nurt nie pomagał nam w płynięciu. Niezapomniane widoki dzikiej natury.

Po pełnym dniu wrażeń dotarliśmy do końca naszego rejsu. Mimo płynięcia z prądem rzeki czuliśmy w kościach przepłynięte kilometry.  Było warto! Widoki, spokojny nurt rzeki, dziki klimat brzegów - wszystko to podsyciło pozytywną energią te sfatygowane wiosłowaniem kości.
Dmuchany kajak spisywał się bardzo dobrze. Różne opinie czytałem na temat tego typu sprzętu. Jest bardzo lekki a płynięcie wymaga umiejętnego wiosłowania. Trochę inaczej to wygląda niż przy płynięciu „twardym” sprzętem. Trzeba zwracać uwagę na wysokie komory boczne – podczas wiosłowania można zeszlifować sobie paznokcie o wierzchnią tkaninę komór :).
Po spływie bardzo smakują zimne napoje. Celem uzupełnienie płynów wskazane jest zasilić organizm czymś smacznym. Takim napojem  na ten przykład może być Caipirinha – moje odkrycie tego lata.


Caipirinha w wydaniu specjalnym! „Słomka” – łodyga ślazowca z listkami stanowiącymi naturalny element ozdobny. Liście bardzo długo zachowują świeży wygląd. Przez kilka dni nie więdną pod warunkiem, że używane będą w sposób ciągły :). Jedna uwaga – nie należy przesadzać z czasem podtrzymywania liści przy życiu bo może to się odbić na zdrowiu podtrzymującego.

Przyjemnie jest posiedzieć wieczorem przy tym napoju. Gdyby nie obecność dużej ilości komarów to do szczęścia nic nie brakowałby. Przypomina mi się tekst zespołu studenckiego „Nijak” „…muchy i komary…”. Te kropki muszą tu być.


Przypadkowo odkryłem sposób na komary. Stara jak świat metoda odstraszania komarów – za pomocą dymu. Gdzieś na strychu znalazłem zabytkowy przyrząd do zadymiania używany przez pszczelarzy. Oto on:

Ten zabytek pewnie pamięta najazd szwedzki. Powiem, że jest skuteczny. Na drugi dzień było czuć lekki zapach dymu ale to jest lepsze od tych małych zasuszonych krwiopijców.

Jeżeli chodzi o te żądne krwi bestie zwane komarami to któregoś dnia o zmierzchu zauważyłem, kilka nietoperzy latających w pobliżu. Przypomniało mi się, że są one doskonałymi łowcami komarów. Pomyślałem, że można założyć prywatną hodowlę :) tych pożytecznych zwierzaków.  I tak narodził się pomysł budowy budek dla nietoperzy. O tym później.